High Heels - magiczna przemiana
Szpilki - epizod drugi
Ciąg dalszy tajemniczej historii zaginionych pantofelków. Kameralna lekcja w domowym zaciszu - jak chodzić na szpilkach. A na koniec - kilka porad: jak kupować szpilki i na co zwracać uwagę. Zapraszam!
Nareszcie dotarły
Oto i one! Faworytki tego sezonu - czarne botki z zaoblonym noskiem na wysokim, zgrabnie wyprofilowanym obcasie. Niestety nie jest to spełnienie moich marzeń, nie mniej jednak - do biegania po nierównych chodnikach w zupełności wystarczą.
Do tej pory nie wiem, jak paczka z butami zagubiła się w czeluściach firmy kurierskiej, ale na szczęście sklep internetowy poczuwał się bardziej do tego, aby dostarczyć mi zakupiony towar i kartonik z nienaruszoną zawartością trafił do mnie już kolejnego dnia roboczego 😉
Co dalej? Czas na nasze pierwsze spotkanie, pierwszy spacer…
Ta niepewność w oczach, delikatny dylemat, subtelny dotyk, pierwsze kroki i pierwsze wrażenia. Bez spektakularnych odkryć, bez zbędnych rozczarowań - pasują (zostają).
Botki zostały przyzwoicie wykonane, dobrze wyprofilowane i dopasowane do stopy. Nic nie uciska, nie gniecie. Nie ma zbędnego luzu, kostka dobrze trzyma się na miejscu, zameczek z łatwością sunie w górę i w dół. Delikatne futerko wewnątrz obuwia chroni przed zimowymi chłodami. Subtelny emblemat z literką “V” dodaje uroku. Gruba podeszwa komponuje się w całość i jednocześnie odgradza od chodnikowych nierówności delikatną stopę.
Wszystko by mi odpowiadało, poza długością cholewki - co to za pomysł?
Urywa się w połowie kostki! Jakie to śmieszne. To nie pasuje ani do sukienki, ani do dżinsów. Do leginsów zwłaszcza - dylemat… Co zrobić, jak żyć?
To uwieńczenie buta jakby było projektowane na uniwersalny rozmiar łydki. Okrutne.
Na szczęście nie odstaje, ale też nie uwodzi swoją linią, ani charakterem… No cóż, przeżyję… Poczekam na kolejne… Pomarzę… Tymczasem te oddam do szewca, aby je poprawił - jak zwykle plastikowe fleczki w zestawie. Przewidziany czas użytkowania - 2 tygodnie.😒 Sprawdzony szewc wymieni mi na super wytrzymałe gumowe fleczki włoskiej produkcji - ARCHITAK. Tak, dla mnie to normalne. Kupuje się buty, a później oddaje się je od razu do szewca. Polecam!
Magiczny świat szpilek
Dlaczego jestem tym razem tak jakby rozczarowana? Przecież są “ładne”, stabilne, za rozsądną cenę…
To moje małe wariactwo. Pierwsze buty na obcasie kupiłam mając 12 lat. To było tylko 6 cm, a jednak - to były dla mnie czarodziejskie buty. Zakochałam się w nich od razu 😍! To niesamowite, co takie buciki potrafią uczynić w Twoją postawą, ruchami, pewnością siebie. Magia w czystej postaci!
Pamiętam, że lubiłam oglądać pokazy mody jak byłam małą dziewczynką. Nie dla tych błyskotek i szmatek z innej bajki, ani dla tych wychudzonych dziewczyn na wybiegu, tylko dla ich niezwykłej umiejętności płynnego poruszania się na szpilkach. One jakby unosiły się nad taflą wody, tańczyły w rytm kroków.
Dla nastoletniej dziewczyny to było piękne. Te kobiety wyglądały jak boginie kołyszące rytmicznie biodrami, wyprostowane, pewne siebie, majestatyczne - wręcz nietykalne.
W oczach nastoletniej dziewczyny nie było jeszcze żadnego kontekstu erotycznego. Tylko podziw, ciekawość… Ta nadzwyczajna sztuka chodzenia na szpilkach, umiejętność utrzymania równowagi na ślizgiej powierzchni połyskujących płytek, rytm, wzrok wbity gdzieś w otchłań ciemnego pomieszczenia.
Pewnego razu, kiedy miałam niespełna 8 lat, siedziałam przed ekranem telewizora - próbując okiełznać te nadzwyczajne umiejętności. Zauważył to mój ojciec przechodząc za moimi plecami. Zapytał, dlaczego się tak im przyglądam? Co mi się w ogóle w tym wszystkim podoba. Czy ja też chcę być (pustą) modelką? Po czym dodał, że i tak nic z tego nie wyjdzie - bo będę średniego wzrostu, a oni szukają panienek 170cm minimum.
I bum! Mój świat nagle runął. Tak ojciec potrafi zabić wyobrażenie o świecie swojego dziecka w 15 sekund. Drastyczne, ale prawdziwe.
W sumie, to nie bardzo się gniewam ani na mój wzrost, ani na ojca. Małe jest piękne, przekonałam się o tym dość szybko! Co więcej - niskie dziewczyny mogą pozwolić sobie na wybitnie wysokie szpilki i wyglądać przy tym wyjątkowo korzystnie (nawet u boku swojego partnera przeciętnego wzrostu). Niestety niektóre kobiety nie mają tego komfortu. Czasem partnerzy wręcz sugerują niskie obcasy, albo ich brak z pobudek czysto egoistycznych - bo czują się niezbyt komfortowo, kiedy partnerka jest wyższa od niego (o kilka centymetrów lub nawet w skrajnych przypadkach o głowę).
Szpilki - to magia. To jak zagubiony pantofelek Kopciuszka. Problem w tym, żeby tylko pasował.
Magiczna przemiana
Profil szpilki opisuje twój charakter, temperament, obnaża twoje wyimaginowane aspiracje, albo wręcz uwydatnia zmysłowość i pewność siebie. Wiele kobiet zapomina, że nie wystarczy wydać pieniądze na parę pięknych pantofelków i założyć je w ostatniej chwili przed wyjściem. Musisz się z nimi zaprzyjaźnić, poznać, zaufać im. Powinnaś w nich trenować.
Myślisz, że przesadzam? Nie sądzę. Wysokie buty, to przedłużenie twojej nogi. Musi być stabilne nie tylko na idealnie płaskiej powierzchni, ale też na krzywym chodniku, stromych schodach, błyszczącej kamiennej posadzce i nierównej kostce brukowej - moje ulubione wyzwanie.
Kiedy zakładam buty po raz pierwszy danego producenta - sprawdzam je najpierw w rękach, czy szpilka wygina się kiedy na nią nacisnę z boku? Jeśli tak - to nie ma sensu zakładać tego cudeńka na nogi bez względu na to, jak bardzo byś ich potrzebowała - szkoda pieniędzy i zdrowia.
Kiedy zakładam szpilki 10cm+, to niemalże cały ciężar spoczywa na palcach. Nie polecam takich trików osobom początkującym. 6-7cm będzie na początek wystarczającym wyzwaniem (można startować od mniejszych wartości).
Postawa - to podstawa. Gdy zakładamy obcasy - nasza łydka momentalnie się uwypukla. Miednica lekko skręca się do środka - pod kręgosłup, brzuch robi się jakby bardziej płaski. Jesteśmy nagle wyższe i szczuplejsze… ale co dalej? Szyja powinna być wyprostowana, wyciągnięta do góry, plecy wyprostowane bez zbędnych wygięć, łopatki przesunięte w dół i do kręgosłupa. Bez żadnej przesady, bez żadnej spiny.
Mięśnie brzucha lekko napięte - trzymają centrum naszego środka ciężkości i podkreślają sylwetkę.
Co dalej? To jeszcze nie koniec - to dopiero początek - fundament wszystkiego - postawa.
Stojąc tak przez chwilę możemy przenosić ciężar ciała z nogi na nogę, żeby sprawdzić stabilność, profil, czy szpilka się nie ugina w pozycji neutralnej.
Teraz bardzo ważna sprawa - nie stoimy na palcach! To bardzo częsty błąd wynikający z zakupów plastikowych bucików kiepskiej jakości. Nie powinniśmy obawiać się oprzeć całego ciężaru na pięcie. Nasze śródstopie i palce mają bardzo dużo do zrobienia podczas każdego kroku. Przy każdej możliwej okazji, taka stopa powinna odpocząć, rozluźnić mięśnie, odciążyć stawy.
Kolana - jeżeli zbłądziłaś na zajęcia z tańca, to zapewne instruktorka wspomniała raz lub dwa o tym, żeby nie robić “przeprostów”. Prostujemy nasze kolana na 99%, ale pracujemy mięśniami. Nie zawieszamy kości w stawie kolanowym. Może skończyć się to wizytą u ortopedy dość szybko.
Załóżmy, że stoimy przed lustrem. Nasza sylwetka jest wyprostowana, szyja wyciągnięta w górę (bez przesady), nie garbimy się, klatka piersiowa powiększyła się nagle, brzuszek zmalał, pośladki uwypukliły swoje krągłe kształty i te łydki, które tak ładnie podkreśliły nogę ujawniając odrobinę ciężko wypracowanych mięśni. Pięknie!
Możemy obrócić się, oprzeć nogę o szpilkę pod kątem 45% - jeśli zaczyna sprężynować - to bądźmy czujne. Może być to powód do dyskwalifikacji zakupu. Dlaczego? To chyba oczywiste. Idąc normalnie w innych butach stawiasz najpierw palce, czy piętę? Palce? Piętę?
Proponuję piętę 😉 Nawet w butach na obcasie. Zdecydowany drobny krok w kierunku lustra, drugi, trzeci. Obrót, z rękoma lekko rozchylonymi do boku. Ładnie 😉 Teraz pamiętaj o tym, żeby kolana były leciutko skierowane na zewnątrz - jak u baletnicy. Stopa za stopą, prezentujemy wewnętrzną kostkę, nasza postawa jest dużo bardziej stabilna.
Nie zginamy kolan osadzając kolejne kroki. To nie chodzenie kaczki z kuperkiem z tyłu i głową z przodu. Głowa do góry, biodra osadzone wygodnie na nogach, nogi oparte na piętach. Idziemy…
Lepiej?
To brakuje tylko uśmiechu 😉
Chodzenie jest trudne
Czy pamiętasz jak pisałam o modelach z wybiegu? Ich wzrok był utkwiony gdzieś w oddali. Ma to swoje zalety. Nie patrzymy pod nogi. Patrząc w dal - cel naszego spaceru, łatwiej jest nam utrzymać równowagę. Oddychamy. Nie zerkamy pod stopy. One nas poprowadzą tam, gdzie wskazuje głowa.
Biodra - to nasza piękna, naturalna amortyzacja. Na niektórych lekcjach tańca buty na obcasie są zabronione lub przynajmniej nie wskazane. Z niektórymi sugestiami mogę się jak najbardziej zgodzić, z innymi - jakoś mniej. Kiedy taniec wymaga pracy bioder, to buty na obcasie są do tego idealne, ale.. No właśnie jest tylko jedno ALE… trzeba umieć w nich chodzić. Jak nie umiesz chodzić, to tańczenie w rytm muzyki wraz z partnerem, który też dopiero się uczy - będzie prawdopodobnie zbiorową katastrofą i karykaturą tańca.
Co zrobić, jeśli jednak szpilki pasują do tańca i to są te ulubione buciki na imprezę? Warto poćwiczyć oba składniki osobno. Kiedy jedno nie będzie zakłócać drugiego, to warto trenować w szpilkach.
Tutaj przypomina mi się jedna z historii opowiadanych przez Patryka Rożnickiego - instruktora High Heels wysokiej klasy. Dziewczyny trenowały kilka tygodni choreografię, po czym miały założyć szpilki na szoł i tańczyć 2 godziny na scenie - masakra!
To zupełnie inny środek ciężkości, inne mięśnie pracują. Każda figura, krok jest zupełnie inny. Prawdopodobieństwo kontuzji wysokie - to jakby twój mężczyzna lub kolega postanowił iść na siłownię i od razu próbował podnieść równowartość swojego ciężaru na sztandze. Udać, być może się uda, ale bez wykształconych mięśni, rozgrzewki - prawdopodobieństwo urazu jest bardzo wysokie. Odradzam.
Wracając do sztuki chodzenia - jeśli masz taką możliwość, to polecam skorzystać ze szkolenia Patryka. Mężczyzna z klasą. Merytorycznie i artystycznie bardzo dobrze przygotowany do High Heels. Prowadzi szkolenia dla modelek na wybiegu. Sam bierze udział w występach, Taniec i szpilki - to jego pasja. Potrafi ująć w słowa i gesty więcej niż niejedna kobieta.
Tymczasem… wracamy do naszych kameralnych ćwiczeń przed lustrem…
Zwróć proszę uwagę, czy stawiasz szpilkę w pierwszej kolejności. Czy próbujesz stawiać podeszwę płasko? Jeśli tak, prawdopodobnie jesteś pochylona do przodu, a pupa wystaje z tyłu jak kaczuszka. Kolana sprężynują… unikaj tego.
Wystawiając nogę do przodu w jednej linii niemalże - opieram szpilkę (piętę) w pierwszej kolejności. Później palce dotykają podłoża. Kolana delikatnie amortyzują, ale większość energii kumuluje się w biodrach.
Tutaj masz szeroki zakres. Przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę można bardzo ładnie zamortyzować kroki. Do tego ręce swobodnie na przemian płynące w rytm kroków - do przodu, do tyłu. Na przemian… lewa noga, prawa ręka. Prawa noga, lewa ręka. Bioderka lekko zataczają ósemki. Już prawie gotowe…
Co dalej? Postaraj się nie sprężynować - nie podskakiwać z każdym krokiem. Głowa, szyja, klatka piersiowa powinny sunąć jakby w niewidocznym tunelu. Nie podskakują. Mogą delikatnie bujać przy dynamicznym kroku. Niczego nie robimy na siłę. To wymaga wprawy, ćwiczeń, cierpliwości i masażu stóp raz na jakiś czas lub zimnej kąpieli, najlepiej z dodatkiem soli.
Czy widzisz tę różnicę pomiędzy galeriankami w kiepskich pantofelkach, a kobietą z klasą na szpilkach? Czy widzisz swoje odbicie w lustrze pełne wdzięku i pewności siebie?
Gratuluję! To było piękne!
Tym razem jest już środek nocy… Napiszę o mojej kolekcji szpilek następnym razem, o tych bardziej erotycznych wątkach i ciekawostkach z historii High Heels.
Tymczasem…
Ku przestrodze
Na koniec pamiętaj proszę tylko o jednym. Szpilki mogą być Twoim błogosławieństwem, albo przekleństwem. Źle dobrane szpilki potrafią zniekształcić stopę, spowodować mnóstwo kontuzji, kosztować wiele zdrowia i pieniędzy. Nie zawsze są one tego warte. Odrobina rozsądku zawsze się przydaje 🧠
Napisz proszę, co myślisz o moich wynurzeniach? Czy też masz swoistą słabość do szpilek? Czy znalazłaś tym razem tutaj coś inspirującego / wartościowego?
Pozdrawiam serdecznie,
Karin M.