Od życiowej tragedii przez Bachatę do obrączki…
To nie jest historia wyssana z palca, ani koloryzowana na potrzeby bloga.
Te wszystkie chwile szczęścia i radości poprzedzone smutkiem i wielkim cierpieniem miały miejsce naprawdę kilka dni temu, gdzieś obok nas, prawie niezauważone. To historia 4 osób, jedna wyjątkowo tragiczna, a druga najpiękniejsza na świecie - zupełnie jak w bajce. Tylko dociekliwy obserwator potrafi takie niesamowitości dostrzec w codziennym pośpiechu i tym razem zapraszam Was, aby takimi uważnymi obserwatorami stać się przez kilka chwil.
W ostatni weekend, wraz z Poznańskimi Koziołkami, miałam przyjemność uczestniczyć w niesamowicie krótkiej ceremonii zaślubin w kameralnym towarzystwie, bez zbędnych ceregieli.
Panna Młoda nie była taka zupełnie młoda… ale za to wyglądała wyjątkowo pięknie! Pan Młody - już od dawna bez czupryny na głowie, za to szczególnie szczęśliwy, wyprostowany i tym razem wygląda na pewnego siebie.
A przy nich śliczna dziewczynka, prawie nastolatka, która brała w tym całym niecodziennym procesie udział jako młoda druhna, a może po prostu (tak jak my) - obserwator - córka Panny Młodej.
Jesteśmy wszyscy na pięknie przystrojonej sali, w jednej z zabytkowych kamienic na Starym Rynku w Poznaniu. Jedni stoją, inni siedzą. Urzędnik, nieco młodszy od Pary Młodej, wlepił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie, jakby czuł, że musi do kogoś konkretnego przemawiać. Przez chwilę nawet mi to nie przeszkadzało, ale po 2 minutach zaczęło drażnić. Jak tylko sięgnęłam do torebki po telefon sprawdzając nerwowo, gdzie mój mąż się podziewa - zmienił swoją ofiarę na kogoś innego i odetchnęłam z ulgą.
Tym razem wszyscy stoimy. Mamy przed sobą trójkę wspaniałych i zarazem zestresowanych ludzi. Sama ceremonia trwała może z 15 minut - wyjątkowo krótko i dość formalnie.
Sprężyste loki Panny Młodej, purpurowa sukienka szyta na miarę, nowiutkie buty, garnitur i my… my wszyscy, którzy przyszliśmy cieszyć się ich szczęściem. Bezcenne! Nie spodziewali się tego, nie spodziewali się tylu ludzi, choć było nas tym razem o wiele mniej…
Co w tym niesamowitego zapytasz?! I słusznie. Otóż… wyobraź sobie tego samego mężczyznę (aktualnie Pana Młodego) stojącego w milczeniu nad trumną swojej ukochanej w słoneczny dzień, półtora roku wcześniej. Przez ten cały rok przebył On niesamowicie skomplikowaną drogę emocjonalną, odbudował swoje życie, uporządkował wiele spraw, zbudował nową drogę życiową, której jesteśmy teraz świadkami.
Tamtego dnia staliśmy rozproszeni pomiędzy grobami, było nas wiele więcej, może 100, może 150? Nie pamiętam dokładnie. Staliśmy w ciszy. Były proporce, kwiaty i znicze. To był wyjątkowo ciepły i słoneczny dzień, a my ubrani na czarno szukaliśmy odrobiny cienia drzew. Kto umiera w środku lata, zapytasz - i to tak młodo?
Może to dziwne, ale najczęściej ludzie odchodzą właśnie na przełomie jesieni i zimy. Czasem też na początku lata - jak to miało miejsce tym razem. Ta wspaniała kobieta leżąca w grobie miała niespełna 40 lat, o czym w żałobnym pochodzie komentowały ze zdziwieniem starsze panie babcie - jak to możliwe… W tak młodym wieku…
Nad jej grobem stał jej wierny partner życiowy, także w garniturze, ale zupełnie innym. Z przygaszonym wzrokiem jak cień człowieka, przygarbiony lekko, przytłoczony żalem, bólem i samotnością. Obok niego, ponad setka żałobników - rodzina, znajomi, młodzież, nieznajomi i być może ludzie z przypadku. My wszyscy widzieliśmy tego dnia jak On cierpiał. Byliśmy z Nim. To było dla Niego ważne. Nieliczni tylko wiedzieli, jak ciężko walczył o każdą chwilę ze swoją ukochaną. Jak cierpiał, szukał cierpliwości oraz ratunku, jak walczył o zdrowie swojej Wielkiej Miłości. Trwało to kilka długich lat - lat nadziei, wizyt u lekarzy, specjalistów, chemoterapii i bólu. Pewnego dnia na Jego oczach, najgroźniejszy przeciwnik naszych czasów, złośliwy nowotwór zabrał Mu Ukochaną do grobu.
Nie będę tutaj opisywać procesu Jego cierpienia, ani wytrwałej walki Ukochanej… To tylko On miał do tego prawo i zrobił to w niesamowity sposób. Napisał do Niej list - pełen miłości, nadziei, wdzięczności. Przekazał go duchownemu, ale ten nie podjął się czytania go na głos. Powiedział (i słusznie), że to właśnie On powinien przeczytać te słowa, bo tylko On będzie potrafił zrobić to godnie.
Staliśmy w słońcu, tym razem już ciasno - jeden za drugim. Była względna cisza, gdzieś w oddali było słychać przejeżdżające samochody, szum liści na wietrze i Jego załamany głos.
Nie pamiętam dokładnie słów, nie pamiętam kto obok mnie stał, ale pamiętam Jego ból w głosie, smutek, cierpienie, miłość - taką prawdziwą i przejmującą do szpiku kości.
To niesamowite, jak zwyczajny człowiek, którego widzisz codziennie w pracy lub na ulicy, potrafi dotrzeć do serc tych wszystkich ludzi w tak prosty sposób - szczerymi słowami, prawdziwym cierpieniem.
Pierwszy raz w życiu widziałam łzy u niektórych osób. Osób, które trudno czasem podejrzewać o umiejętność odczuwania czegokolwiek.
Tego dnia słowa cierpiącego Mężczyzny trafiły do serc WSZYSTKICH obecnych.
Minęło kilka dni, tygodni. On nadal cierpiał, wracał do domu, gdzie nie było już Ukochanej. Tęsknił… Nie wiedział jak sobie z tą nową sytuacją poradzić. Z jednej strony odczuwał ulgę, że po powrocie do domu nie musi się kimś opiekować i ma w końcu czas dla siebie, a z drugiej strony odczuwał niezmierną, przejmującą i dręczącą pustkę.
Jedni z nas by zapewne sięgnęli po alkohol, albo po inne używki, cokolwiek, co zapełniłoby tę niewysłowioną pustkę w duszy.
Po coś, co pozwoliłoby zapomnieć chociaż przez chwilę…
To błędne koło może trwać tydzień, miesiąc lub dwa. Jeśli potrwa dłużej, to taka osoba może nie być w stanie poradzić sobie bez pomocy innych.
I tutaj jest coś na tym świecie, co mnie irytuje… obojętność ludzi, przyzwolenie na cierpienie, wręcz radość z nieszczęścia innych.
Od kiedy ludzie mają prawo (albo sobie nadają), żeby pouczać innych ludzi jak mają przeżywać żałobę? Kto dał im na to przyzwolenie? Dlaczego cierpiący Mężczyzna w kwiecie wieku ma jednocześnie płakać, spędzać wszystkie wieczory samotnie, zamartwiać się, rozpamiętywać i rozdrapywać rany? Czy tego by chciała jego zmarła Ukochana? Aby cierpiał?
Aby stoczył się na dno? Nie sądzę…
Wszystkie te osoby, które utwierdzały Go w tym przekonaniu, że nie ma już nigdy prawa do szczęścia są wg mnie najzwyczajniej w świecie - niehumanitarne. Kiedy walczymy razem z kimś bliskim o jego zdrowie, oddajemy część swojego życia dla Niej/Niego bezpowrotnie. Robimy to z miłości, z wyboru albo poczucia obowiązku. Robimy to dla Niej/Niego i po części dla siebie. Ta walka jest często nierówna i czasem kończy się dość tragicznie. Bywają jednak zwycięstwa - i z powodu tej nadziei walczymy, wyrzekając się często własnego życia i szczęścia.
Tym razem jednak, po wielu latach walki i cierpienia, z Mężczyzny w kwiecie wieku pozostał cień człowieka.
On ma prawo do swojego życia, do uśmiechu, radości, miłości, do tego co Ty.
Jakim prawem ktoś próbuje Mu/Jej to odebrać?
W takich sytuacjach ludzie potrzebują pomocy, dobrego uśpionego przyjaciela - takiego z krwi i kości. Kogoś, kto odpowie na pytanie “co wypada?” w dość prosty sposób: Tutaj nie ma dobrej odpowiedzi.
Pamiętaj, że już nie pomożesz zmarłej osobie, ale możesz pomóc sobie. Nie ma sensu rozpamiętywać, ale dobrze jest pamiętać. Pamiętać zwłaszcza te dobre chwile. Wyciągnąć wnioski z chwil słabości. Unikać błędów i spróbować żyć na nowo - bo mamy tylko jedno życie: TU i TERAZ.
No chyba, że czekamy jeszcze na drugą rundę po śmierci… Niemniej jednak, warto spożytkować jak najlepiej ten kawałek wieczności, który pozostał nam w tym życiu. Nie sądzisz?
Jak się do tego zabrać? To nie jest takie proste.
Przez te kilka lat walki ze swoim bólem już pewnie odsunęliśmy się od naszych znajomych, rodziny… Zanikało powoli nasze życie towarzyskie, zapomnieliśmy o tym, co nam kiedyś sprawiało przyjemność. Być może nie byliśmy na wakacjach od dawna, nie przeczytaliśmy żadnej książki, nie byliśmy w kinie, ani na koncercie.
A teraz… być może nie mamy z kim. I to potrafi być bardzo niezręczne.
Jako, że uwielbiam tańczyć i znam ludzi i ciepłą atmosferę jaką Oni tworzą, bywa że zaproponuję kurs tańca towarzyskiego jako sposób na wyłamanie się z rutyny.
Jedni złośliwcy nazwą to klubem samotnych serc, a inni powiedzą - że to nie dla nich.
Mam na myśli wszelkie kursy tańca, treningi, cokolwiek. Tak naprawdę nie jest istotne jakiego rodzaju aktywność fizyczną podejmiesz. Ważne, aby na początek wyjść po prostu z domu. To bywa trudne, kiedy nie ma z kim. Ale właśnie wtedy stoją przed Tobą nowe możliwości. Wystarczy wyjść pierwszy raz na rower, do kina, później może z kimś znajomym (nawet z pracy) np. na koncert lub na piwo. To jest ważne, żeby zacząć wychodzić z domu regularnie. Tak po prostu…
Wychodzić z domu, w którym jest cała ta przeszłość i cierpienie, gdzie wszystko przypomina, krzyczy i pachnie.
Należy dać sobie szansę na nowe wspomnienia. Spotykać nowych nieznajomych, rozmawiać z nimi, albo i nie, ale wyjść poza wypracowaną rutynę i dotychczasową strefę komfortu. Jesteśmy gatunkiem homo-sapiens i ta nierozłączna potrzeba przynależności do grupy nadal w nas gdzieś głęboko tkwi.
Śmierć Ukochanej osoby, to nie jest jeszcze koniec świata (chociaż tak to wygląda w naszych oczach), to może być początek czegoś nowego i tak właśnie było w tej historii.
Byłam gdzieś obok, słuchałam. Byłam po prostu sobą. Nic nie chciałam. Zaoferowałam swój czas, wiedzę i rozmowę. Wskazałam kierunek, pomogłam postawić pierwsze kroki na parkiecie i to wystarczyło. Mężczyzna przyszedł na jedne zajęcia i zdecydował się na kolejne. Wspaniała atmosfera, nowe twarze, aktywność fizyczna, muzyka pełna energii. Kontakt z kobietami w neutralnej sytuacji. Uśmiechnięci ludzie, systematyczne zajęcia, wspólne wieczorne treningi na parkiecie w klubie. To jest bardzo intensywna dawka endorfin i dopaminy. To jest coś, czego wielu ludziom w stanie depresji bardzo brakuje.
Nie zrozum mnie źle, to nie jest remedium na wszystko. Nie każdy musi być tancerzem.
Nie każdy musi robić to samo. Chodzi właściwie o to, by znaleźć motywację, aby wyjść z domu 2 razy w tygodniu - regularnie i bez zbędnych wymówek. Spotkać ludzi spoza pracy, uczyć się czegoś nowego i trenować.
Ludzie w ten sposób zaczynają rozkwitać, dbać o siebie, zdrowo się odżywiać, pracować nad postawą pleców, które od dawna bywają przykurczone przez przytłaczający nas ciężar życia.
Pojawiają się nowe twarze, wspólny temat, brak jakiegokolwiek przymusu. Regularne spotkania w przyjaznym gronie pod okiem utalentowanych instruktorów, którzy potrafią zaangażować całą grupę i rozbawić. Tutaj na zajęcia przychodzi się właśnie dla nich. A gdzieś tam z tyłu głowy może czaić się nadzieja… że może na tym kursie lub kolejnym, bez pośpiechu, może spotkam kogoś godnego uwagi.
To jest Magia… to właśnie tak działa.
Kiedy przestaniemy szukać, zaczynamy cieszyć się samym procesem nauki, nabieramy pewności siebie, rozkwitamy, stajemy się znowu w pełni sobą. Zmarszczki robią się jakby gładsze, przykurczone plecy stają się silniejsze i proste, krok pewniejszy i te przecudowne, zadbane partnerki i zadbani partnerzy, które przychodzą z Wami potańczyć - to jest ta magiczna atmosfera przyjazna przemianom.
Te pachnące partnerki również mają często gdzieś skrupulatnie schowane ziarenko nadziei - że spotkają księcia z bajki.
W ten oto sposób na parkiecie poznała się Para Młoda rok temu. Nie spieszyli się, wiedzieli już na czym im zależy, wiedzieli czego im brakuje. Mieli wiele sobie do zaoferowania. Nie przyszli z listą oczekiwań i roszczeń jak to wielu 20-latków potrafi. Oboje wykształceni i wymagający - odnaleźli swojego życiowego przyjaciela i partnera w jednym. Odnaleźli siebie.
A wszystko rozpoczęło się od niewinnej lekcji kursu tańca - Bachaty, pod okiem wspaniałych instruktorów.
Pamiętajcie Kochani: to jest Wasze życie. Macie prawo być szczęśliwi.
Warto zachować w pamięci te dobre chwile. Nie należy rozpamiętywać tych złych. Warto wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość.
Bez względu na wiek i stan cywilny zachęcam Cię do wyłamania się z rutyny i odbudowania swojego życia towarzyskiego. Ono jest dla nas ludzi bardzo ważne i żaden komputer, ani butelka wina/whisky nam tego niestety nie zastąpi.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu chwil radości,
Karin M.